Rozmowa z Markiem Potockim, wybitnym znawcą sztuki i kolekcjonerem
- Szczegóły
- Kategoria: Rynek antykwaryczny
Co Pan najwyżej ceni w swojej kolekcji?
MAREK POTOCKI: Oryginał "Rękopisu znalezionego w Saragossie" Jana Potockiego został odręcznie spisany w 40 zeszytach, spośród nich mam cztery. Muzeum Prado w Madrycie ma jeden zeszyt, jeszcze dwa lub trzy są w Polsce, m.in. w Poznaniu. Te, które ja mam zdobyłem w latach 70. w Portugalii.
Czyli niedaleko Saragossy! Jak się tam znalazły?
Przez przyjaciela w Szwajcarii poznałem bardzo miłego pana Spiritu Santu ze słynnej bankierskiej rodziny. Jego dziad pożyczył pieniądze mojemu stryjowi Alfredowi Potockiemu i w zamian przejął różne przedmioty, w tym zeszyty "Rękopisu znalezionego w Saragossie". Kiedy wnuk przypadkiem dowiedział się o moim istnieniu, ofiarował mi te rękopisy z wyrazami przyjaźni.
Wiem, że zbiera pan publikacje swoich przodków, a jaki jeszcze temat interesuje pana jako kolekcjonera?
Generalnie są to polonika, przede wszystkim pisma polityczne z przełomu XVIII i XIX wieku, dzieła np. Zamoyskiego, Staszica, Kołłątaja. Myśl polityczna tych autorów, pragnę to podkreślić, reprezentuje najwyższą europejską jakość. Zbieram także druki i rękopisy dotyczące związków polsko-żydowskich. Rzadkie i piękne książki zbieram od 40 lat, odkąd zacząłem zarabiać. Mam ich około 400.
Jak kształtują się ceny poloników na obcych rynkach? Jako bibliofil jest pan w cudownej sytuacji, bowiem z racji wykonywanego zawodu krąży pan po całym świecie.
Jestem handlowcem. Dużo pracowałem dla korporacji amerykańskich. Mieszkałem w dziesięciu krajach, byłem bodaj w pięćdziesięciu. Wszędzie odwiedzam antykwariaty. Kiedy polonika nikogo nie interesowały i były śmiesznie tanie, poza bardzo specjalnymi drukami typu Biblia Radziwiłłowska czy rzadkie inkunabuły. Nam, bibliofilom, "popsuł rynek" nasz ukochany Ojciec Święty. Wybór Polaka na papieża rozbudził zainteresowanie Polską. Wtedy ruszyły w górę ceny poloników, ponieważ obcokrajowcy nagle zaczęli doszukiwać się polskich korzeni i kupowali pamiątki związane z Polską. Kolejny wzrost nastąpił, gdy w czasach pierwszej "Solidarności" nastała w świecie moda na Polskę.
W ciągu ostatnich 10 lat ceny gwałtownie wzrosły, ponieważ obcy antykwariusze dostrzegli zmiany ekonomiczne w Polsce. Zauważyli, że ich amerykańskie, francuskie, brytyjskie czy niemieckie antykwariaty coraz częściej odwiedzają zamożni Polacy znad Wisły.
Na cenę wpływa niska podaż poloników. Jeśli jakaś książka została wydana we Francji w połowie XIX wieku w nakładzie np. 1000 egzemplarzy, do dziś ocalał prawie cały nakład. Natomiast wydana w tym samym czasie i nakładzie polska książka, z uwagi na losy naszego kraju, ocalała zwykle w kilkudziesięciu egzemplarzach. Ceny poloników będą tylko rosły, ponieważ zwiększa się zamożność społeczeństwa.
Jak pan ocenia polski rynek antykwaryczny?
Odwiedzam w kraju wiele interesujących antykwariatów, ale ze szczególną przyjemnością bywam w Domu Aukcyjnym państwa Hanny i Andrzeja Osełko w Warszawie. Katalogi przygotowywane przez ich antykwariat Lamus są wzorowe. Tam wszystko jest tak opisane, że nie trzeba już niczego sprawdzać ani szukać. To jest antykwariat na bardzo porządnym europejskim poziomie.
Wolny rynek w Polsce ma 12 lat. Rośnie liczba osób, które kochają zabytkowe książki. Na razie jest ich może kilkadziesiąt, ale na aukcjach stale spostrzegam nowe twarze. Rynek jest płytki, ale rozwija się. W Europie zamożni ludzie na pewno więcej wiedzą o zabytkowych książkach, może bardziej doceniają radość ich posiadania. Polska jest na początku tej drogi.
Na przykład w Polsce zaczyna się dopiero liczyć proweniencja. Niedawno widziałem na aukcji książki ze zbioru Mariana Brandysa. Na Zachodzie, gdy pojawiają się cenne książki należące do osoby znaczącej w dziejach danego kraju, dzięki temu dodatkowo zyskują na wartości.
Czy kupowanie książek może być inwestycją?
Są tak wspaniałe polonika, jak na przykład Biblia Radziwiłłowska, sprzedana niedawno w Lamusie za 130 000 złotych, które ponad wszelką wątpliwość nigdy nie stracą swej wartości i ich ceny będą rosły. Zdarza się, że ludzie zaczynają kupować z powodów merkantylnych, bo to się opłaca, bo to będzie można sprzedać z zyskiem. Lecz nierzadko inwestycyjne zakupy szybko zmieniają się w szlachetną, bezinteresowną pasję całego życia.
Gdy weźmiemy pod uwagę polskie pensje, koszty codziennego życia, okazuje się, że zabytkowe książki są względnie droższe niż we Francji.
Kupuje pan w Polsce książki objęte prawnym zakazem wywozu za granicę?
To oczywiste, że kupione tu przeze mnie zabytki nigdy z kraju nie wyjadą.
O czym pan marzy jako bibliofil?
Nie mam pierwszego petersburskiego wydania z 1803 r. "Rękopisu znalezionego w Saragossie". Dostaję katalogi ze świata, niestety, ta książka się nie pojawiła. Na razie!
Janusz Miliszkiewicz - Rzeczpospolita - 31.01.2002 r.