Ceny zachęcająco niskie
- Szczegóły
- Kategoria: Rynek antykwaryczny
Stołeczny antykwariat Lamus (www.lamus.pl) na aukcji 25 maja wystawi rzadkie grafiki znane z albumów i muzealnych katalogów. To przede wszystkim cztery bardzo dekoracyjne, barwne drzeworyty z 1930 r. w stylu art déco, autorstwa Edmunda Bartłomiejczyka (cena wywoławcza 1,2 tys. zł za odbitkę). Do rzadkości należy akwatinta Stanisława Borysowskiego „Koncert III" z 1957 r. (450 zł). W sumie w ofercie jest co najmniej 10 grafik znanych z wystaw w Muzeum Narodowym w Warszawie.
Spośród polskich grafików zagraniczni klienci cenią właściwie tylko prace Stryjca, Henryka Fejlhauera oraz cykl „Listy z podróży" Tadeusza Michała Siary.
Ceny grafik zależą przede wszystkim od kunsztu autora, jego pozycji na rynku, rzadkości dzieła, stanu zachowania odbitki i od nakładu. Na cenę wpływa też moda na daną epokę historyczną lub artystyczną i rodzaj techniki graficznej. Z reguły wyżej ceniona jest grafika warsztatowa, gdy artysta sam ręcznie przygotował płytę i odbił obraz (np. tnie się obraz w miedzianej płycie i powstaje miedzioryt). Z kolei grafika użytkowa jest tworzona w ten sposób, że narysowaną kompozycję przenosi się w drukarni na płytę metodami fotochemicznymi i powiela w formie druku. Grafika komputerowa to nic innego, jak wydruk z drukarki.
Na polskim rynku grafiki artystycznej najwyższe ceny osiągają fluoroforty Stanisława Wyspiańskiego. Są kupowane na aukcjach po ok. 15–30 tys. zł (ceny wywoławcze 10-15 tys. zł). Tę technikę wynalazł prof. Tadeusz Estreicher dla swojego przyjaciela Wyspiańskiego. Obraz wytrawiany był na szkle kwasem fluorowodorowym. Z kruchego szkła można było zrobić zaledwie trzy–pięć odbitek. Fluoroforty są rzadkością.
Na odbitce autor zapisuje ołówkiem kolejny numer oraz nakład. Najwyżej cenione przez kolekcjonerów są pierwsze sztuki (do 50). Tajemnicze litery e.a. oznaczają, że artysta sam odbijał dzieło. Wtedy może eksperymentować, np. dodać mniej lub więcej farby. Dlatego odbitki różnią się, ale mają ekspresję zgodną z intencjami autora.
Zanim kupimy grafikę, powinniśmy poczytać fachową literaturę. Po 2000 r. na naszym rynku pojawiły się różne pseudograficzne wynalazki. W „Słowniku terminów plastycznych" znajdziemy definicje klasycznych technik graficznych, np. serigrafii. Warto się zastanowić, czy masowo oferowane tzw. serigrafie nie są pospolitymi drukami o wielkim nakładzie.
Dużym zagrożeniem stały się fałszerstwa. Nawet znane domy aukcyjne sprzedają grafiki Józefa Gielniaka, które ktoś odbijał po śmierci autora i podpisywał jego nazwiskiem. Często prace mniej znanych autorów wtórnie są sygnowane nazwiskami modnych artystów.
Ważnym źródłem informacji jest monografia Ireny Jakimowicz „Pięć wieków grafiki polskiej" (antykwaryczna cena 100–200 zł).
Janusz Miliszkiewicz - Rzeczpospolita – Fragmenty artykułu - 09.05.2013 r.