Cenimy historię Polski
- Szczegóły
- Kategoria: Rynek antykwaryczny
- Okazało się, że bibliofile nadal ostro licytują książki w przedziale cenowym 35–50 tys. zł - mówi Andrzej Osełko z antykwariatu Lamus
Rz: Na ostatniej aukcji padł kolejny rekord cenowy. Drogo sprzedano polską oprawę artystyczną.
Andrzej Osełko: Książka „Wisła" Stefana Żeromskiego w pełnej oprawie Franciszka Joachima Radziszewskiego kupiona została za 38 tys. zł, choć miała niebotycznie wysoką cenę wywoławczą 25 tys. zł. To rekord, jeśli chodzi o książkę oprawioną przez polskiego artystę introligatora.
Rekordowe 35 tys. zł zapłacono za modlitewnik z księgozbioru królowej Francji Marii Leszczyńskiej w oprawie sławnego paryskiego introligatora Padeloupa. Za rekord uznać należy też sprzedaż za 55 tys. zł wydanej w Paryżu „Boskiej komedii" Dantego z drzeworytami Salvadora Dali. Z uwagi na oprawę sławnego francuskiego introligatora Henri Laurencheta już cena wywoławcza była wysoka (35 tys. zł).
Coraz większy wpływ na cenę mają proweniencja i oprawa.
Za cenę wywoławczą 400 zł sprzedaliśmy modlitewnik francuski z 1749 roku. Wspomniana wcześniej sprzedana za 35 tys. zł książka z osobistego księgozbioru królowej Leszczyńskiej to porównywalny modlitewnik. Wysoka cena zależała w tym wypadku także od artystycznej oprawy. Wartości te zostały tu połączone, bo artysta introligator zakomponował w superekslibrisie i na okładce Orła Polskiego i Pogoń Litewską. Treść nie miała żadnego wpływu na cenę. Książka ta bez artystycznej oprawy i proweniencji miałaby cenę kilkuset złotych. Z kolei ten pierwszy modlitewnik sprzedany za 400 zł w oprawie Padeloupa miałby cenę 35 tys. zł.
Rozegrała się zaskakująca walka o polskie dokumenty z XX wieku.
Kolekcjonerzy kupują pamiątki związane przede wszystkim z Legionami, z wojną polsko-bolszewicką w 1920 roku, wojskiem polskim w okresie międzywojennym. Na przykład Legitymację Krzyża Waleczności z 1933 roku kupiono za 8 tys. zł (wyw. 1,2 tys. zł). Z kolei sześć dokumentów wojskowych z lat 1931–1947, dotyczących jednego z oficerów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie kupiono za 5,5 tys. zł przy cenie wywoławczej 500 zł. Kilka dokumentów z powstań śląskich kupiono za 7 tys. zł (wyw. 400 zł).
W katalogu jest kilkanaście dokumentów po kilkaset złotych, ale w czasie licytacji ceny ich wzrosły 6–10 razy.
Z aukcji na aukcję przybywa kolekcjonerów dokumentów dotyczących polskiej historii XX wieku, zwłaszcza wojskowości. Jeśli do odznaczenia dołączony jest komplet dokumentów, to cena zdecydowanie rośnie, nawet gdy dotyczą one anonimowej postaci. To wskazówka dla rodzin, żeby nie wyrzucać żadnych dokumentów, bo mogą one interesować kolekcjonerów.
Jak zawsze wielkim powodzeniem cieszyły się książki, które mogłyby stać na półce w typowym polskim dworze, to też wyraz miłości do historii Polski. Dawne podręczniki kucharskie, ogrodnictwa i dla myśliwych miały wysokie przebicia.
W katalogu tej aukcji wyjątkowo nie było najdroższych białych kruków w cenach wywoławczych ok. 80–100 tys. zł.
Celowo zorganizowaliśmy aukcję książek nieco tańszych. Wynikało to z obaw, czy kryzys widoczny na krajowym rynku antyków i malarstwa nie przeniósł się także na rynek bibliofilski. W czerwcu mieliśmy drogą pozycję, która bez kłopotu została sprzedana za 200 tys. Tym razem wspólnie z właścicielami doszliśmy do wniosku, że wobec nie najlepszych nastrojów lepiej najpierw przetestować rynek.
Okazało się, że bibliofile nadal ostro licytują książki w przedziale cenowym 35–50 tys. zł. Poziom spadów z aukcji był mniejszy niż poprzednio, wyniósł ok. 18 proc., z tego część pozycji kupiono po aukcji. Mimo to aukcja dała obrót tylko nieco mniejszy niż czerwcowa, gdzie przyjęliśmy pozycje o zdecydowanie wyższych cenach.
Były cenowe okazje, np. „Mszał" Hallera z 1505 r. kupiono za cenę wywoławczą 28 tys. zł.
Gdyby książka ta została sprzedana za dwa razy wyższą cenę, odpowiadałaby ona jej wartości. To dzieło rzadkie i sztandarowe, opublikowane w krakowskiej oficynie Hallera. To przykład mistrzostwa typografii krakowskiej.
Muzealnej klasy piękna oprawa cenionego polskiego introligatora dla każdego jest czymś oczywistym. Żeby docenić „Mszał" Hallera z XVI wieku, trzeba mieć specjalistyczną wiedzę. Trzeba poszperać, poczytać wiele źródeł, bo nie ma jednego na ten temat. Zamożni nabywcy po prostu nie mają czasu na studia czy badania z dziedziny bibliofilstwa.
Były w ofercie pozycje dla wyrobionych bibliofilów i zostały w pełni docenione. Od jednego kolekcjonera, który zmienił zainteresowania i selekcjonuje zbiory, dostaliśmy dużo bardzo dobrych starodruków w cenach 3–20 tys. zł. Zostały dobrze sprzedane. Były to pozycje, które nadawały się na zapoczątkowanie ciekawego zbioru. Kolekcjoner sprzedał te książki po to, aby kupić inne.
Tanio, za 8 tys. zł można było kupić pierwodruk „Pana Tadeusza". Rekordowa cena tej edycji to 19 tys. zł.
Cena książki zależy od stanu, a ten egzemplarz nie był najładniejszy. Oprawa była późniejsza, a nie z epoki. Kolekcjonerzy wysoko cenią urodę książek, stąd powodzenie opraw, o jakich mówiliśmy na początku. Poza tym „Pan Tadeusz" nie jest rzadkością. Pierwodruk krąży na krajowych aukcjach.
Bardzo rzadki debiut poetycki Mickiewicza z 1822 r. kupiono za 38 tys. zł przy cenie katalogowej 28 tys. zł. Drogo, ale nie był to rekord, bo egzemplarz miał braki. Gdyby był w idealnym stanie, cena byłaby zdecydowanie wyższa, ok. 50 tys. zł.
Kupowały muzea i biblioteki?
Stale mimo kryzysu kupuje Biblioteka Narodowa, ale rynek bibliofilski opiera się głównie na prywatnych nabywcach. Teraz po przerwie rozpoczętej kryzysem pojawiły instytucje, np. Muzeum w Wilanowie kupiło dwie wspaniałe rzeczy po cenie wywoławczej. Wróciły na rynek biblioteki i muzea regionalne.
Tradycyjnie najwyższe kwoty płacone są za dokumenty i rzadkie książki dotyczące polskich powstań. Muzeum za 50 tys. zł kupiło album przedstawiający mundury pułków wojska polskiego w 1831 roku, zawiera on 24 litografie. Cena wywoławcza była wysoka, wynosiła 20 tys. zł. Prywatni kolekcjonerzy na sali ostro walczyli o ten album.
Sensację wzbudziła pocztówka z reprodukcją nieznanej wcześniej pracy Brunona Schulza. Za 11 tys. zł (wyw. 2 tys. zł) kupił ją kolekcjoner, który zbiera wszystkie pamiątki dotyczące artysty.
Parę lat temu kolekcjonerzy wprost szaleli na punkcie zabytkowych map. Zainteresowanie to zmalało.
Rzeczywiście popularne mapy, głównie z XVIII wieku w cenach 2–3 tys. zł, których na krajowym rynku jest bardzo dużo, budzą mniejsze zainteresowanie. Może to być ciekawa pasja dla kolekcjonera debiutanta. Uważam, że z uwagi na powszechną dostępność ich ceny szybko nie wzrosną. Jeśli ceny nie są przesadnie wysokie, mapy te są kupowane. Nie przez kolekcjonerów, lecz w pierwszej kolejności do dekoracji eleganckich wnętrz.
Natomiast muzealnej rzadkości mapy z XVI stulecia niezmiennie mają ceny wyższe niż 20 tys. zł i bardzo dobrze sprzedają się na krajowym rynku, nierzadko powyżej 30 tys. zł. Rynek rzadkich map ma się świetnie. Na naszej aukcji nie było spadów z licytacji, gdy chodzi o mapy Polski.
Janusz Miliszkiewicz - Rzeczpospolita - 06.12.2012 r.