Canaletto raz na sto lat
- Szczegóły
- Kategoria: Rynek antykwaryczny
Rozmowa z Andrzejem Osełko, właścicielem antykwariatu książkowego Lamus w Warszawie.
W Polsce działają zaledwie cztery liczące się antykwariaty książkowe, które organizują najwyżej dwie aukcje w roku. To problem ograniczonej podaży czy niskiego popytu?
ANDRZEJ OSEŁKO: W naszej branży jest wyjątkowo niska podaż dobrego towaru. Każdą aukcję przygotowujemy pół roku, podczas gdy antykwariaty ze sztuką organizują je nawet co dwa miesiące; Równocześnie u nas jest mniej inwestorów niż na rynku malarstwa. Tam wystarczy zainwestować w jeden bardzo drogi obraz. Na rynku książek, żeby uzyskać ten sam zysk, trzeba byłoby upolować kilkadziesiąt arcyrzadkich pozycji. To wymaga od inwestora znacznie większej wiedzy, wysiłku intelektualnego oraz dłuższych poszukiwań niż na rynku malarstwa. Dlatego książki kupują przede wszystkim ci, którzy je kochają.
Czy to znaczy, że książka nie może być lokatą?
Może być! Klasycznym już przykładem; jest "Biblia Radziwiłłowska", którą w 1994 roku kupiono za 9000 zł. Natomiast porównywalny egzemplarz w zeszłym roku sprzedaliśmy już za 130 000 zł. W1994 roku "Herbarz" Paprocklego sprzedaliśmy za 4500 zł. Dziś porównywalna książka tegp autora ma cenę wywoławczą 35 000 zł. Najbardziej drożeją np. rzadkie polskie kroniki z XVI wieku. Szalenie zdrożały książki pięknie ilustrowane, ponieważ bardzo poszukiwana jest dawna grafika, zwłaszcza mapy i widoki miast. Kilka lat temu dawną mapę można było kupić za ok. 500 ozł, dziś taka sama mapa kosztuje 2500-3000 zł.
Na najbliższej aukcji, która odbędzie się 15 czerwca, Lamus zaoferuje znacznie droższe grafiki, które powinny trafić do muzeów.
Należy tu wymienić przede wszystkim pochodzący ze sławnej kolekcji Tomasza Niewodniczańskiego "Plan Warszawy" Tirregailea z 1762 roku, za 68 000 zł. Kolejna grafika to obiekt klasy europejskiej, nie notowany na polskim rynku w XX wieku. Jest to akwaforta Canaletta z 1772 roku. Widok Warszawy od strony Pragi", za 36 000 zł. Na pewno warto wymienić też alegoryczny "Portret konny Zygmunta III Wazy", bo to absolutna rzadkość w polskich zbiorach publicznych. Cena wywoławcza wynosi 9000 zł.
Wspomniał pan o kolekcji Tomasza Niewodniczańskiego. Kolekcjonerzy wyprzedając na aukcjach swoje zbiory, coraz częściej ujawniają w katalogu swoje nazwisko. Czy fakt, że książka pochodzi z wybitnej kolekcji, ma wpływ na jej cenę?
W Polsce proweniencja nie ma jeszcze tak istotnego wpływu na cenę jak w Europie. Jesteśmy dopiero na początku drogi. Kolekcjonerzy życzą sobie, aby zaznaczać w katalogu, że książki są ich własnością, aby w ten sposób udokumentować istnienie zbioru. Po raz kolejny mamy w ofercie cymelia z kolekcji wybitnego humanisty Juliusza Wiktora Gomulickiego. Mamy także kolekcję pięknych druków emigracyjnych oraz książek z autorskimi dedykacjami, stworzoną przez nowojorskiego marszanda Zbigniewa Legutkę.
Co ma decydujący wpływ na cenę zabytkowej książki, jej rzadkość czy stan zachowania?
Jeszcze niedawno można było sprzedać każdą rzadką książkę, właściwie bez względu na jej stan. Bibliofile starszego pokolenia, którzy zwykle nie mieli pieniędzy, a książki zdobywali przede wszystkim dzięki swej gigantycznej wiedzy, z konieczności zadowalali się samym posiadaniem rzadkiego tytułu. Natomiast w ostatnich latach pojawiła się grupa młodych, bogatych bibliofilów, którzy gotowi są płacić nawet rekordowo wysokie kwoty, ale wyłącznie za egzemplarze w idealnym stanie. Dzięki temu na rynek wyszły dobrze zachowane książki, bo właściciele uznali, że nareszcie opłaca im się wyprzedać swoje skarby.
Krajowe antykwariaty tradycyjnie przyjmowały do sprzedaży książki nawet bardzo zniszczone, ponieważ zakładano, że po tylu wojnach stan dawnych woluminów nie może być inny. Teraz stan książki również u nas zaczyna mieć coraz większy wpływ na cenę, tak jak to jest w Europie. To jest już nieodwracalna tendencja. Na przykład ładnie zachowany egzemplarz dość popularnej przedwojennej książki "Polska jej dzieje i kultura" można kupić za 2000 złotych. Ale ten sam tytuł sprzedaliśmy na aukcji za 6500 zł, ponieważ poszczególne tomy miały idealnie zachowane obwoluty, co nie zdarza się w handlu. Znowu mamy do sprzedania "Biblię Radziwiłłowską", ale jej cena wynosi nie 130 000 zł, lecz tylko 35 000 zł, ponieważ w tym egzemplarzu brakuje 30 kart. Różnica cen, z uwagi na stan zachowania, może być jeszcze większa.
Janusz Miliszkiewicz - Rzeczpospolita - dodatek Moje Pieniądze.